O piątej pobudka- trzaskanie drzwi od toalety. I to nie kto inny tylko ja czyli Lea. Na dobre wstaliśmy (z trudem!) o 8:45. Śniadanie, przebieranie i w drogę do Kalisza! Zbyt długo nie jechaliśmy. Na szczęście przy Parku Wodnym był duży parking, więc zmieściliśmy się wraz z naszym RZOOWIKiem. RZOOWIK ma na imię Albertyna, ale nikt tego nie rozumie (to wpisała Karolina). Wykupiliśmy wejściówki na dwie godziny. Niestety szybko okazało się, że zjeżdżalnie wewnątrz nie wystarczą. Kiedy tata skończył pływać swoje 2,5 km, zabrał mnie i Nel na dwór. Jak się szybko okazało, BASENY NA ZEWNĄTRZ TO NIE WODY TERMALNE!!! Sporą część drogi dziewczyny przeszły brzegiem. Jedynie tata dzielnie przepłynął 15m. Następnie już całą trójką znaleźliśmy się w wodzie (ja i Nel na plastikowych "liściach"). Na nasze życzenie (nikt inny nie pływał w basenach zewnętrznych) jeden z trzech ratowników włączył zjeżdżalnie. Kilka zjazdów (lodowato, lodowato, lodowato!!!) i zjazd specjalny - zjechałam razem z pająkiem, który zawieruszył się w rurze. Było nieco upiornie. Okazało się, że zrobiło mi się nawet ciepło i trochę popływałam, a Nel okrzyknęła mnie "bezduszną, bezsercną i gruboskórną!"
Park wodny w Kaliszu polecamy, pomimo tego, że woda na zewnątrz zimna to fajne miejsce i w ocenach rodzinnych zyskuje ocenę 4 na 5 możliwych.
A Karolina oglądała to wszystko w ciepełku, zza szyby >:/
A teraz ja piszę, bo Lei odbija się czkawką obiad w Złotym Kłosie - NIE POLECAMY :( chyba, że ktoś lubi bezpłatne dostawy gazu...
Po wyjeździe z Kalisza drogę zagrodzili nam Zabijacze Drzew, którym jedno z nich nieopatrznie bęcnęło na szosę i wstrzymało ruch. Jak ogarnęli ten bałagan, to mogliśmy skrzypu skrzyp, brumtrumłup dziarsko ruszyć dalej, podziwiając widoki jak z Gwiezdnych Wojen- walce na polach ułożone wypisz-wymaluj w pojazdy tych tam, jak im tam, no:), oraz sycić nozdrza różnymi odmianami zapachu nawożonych pól- zapewniam, że to gówno za każdym razem pachniało inaczej, miało swoiste niuanse od sera po ....ale to już pozostawiam wyobraźni, hyhy.
Po drodze trafiliśmy GRODU BYCZYNA - www.grod.byczyna.pl - ktoś postawił gród z drewna na wzór jak to stawiano kiedyś. Ogólnie miła rzecz ale bez szału, idealna gdy się tam coś dzieje (koncerty, zloty) ale tak na co dzień (ocena 2/5)
No i na koniec po obiedzie w ZŁOTYM KŁOSIE (ocena 2/5) w okolicach jeziora Turawskiego, wylądowaliśmy na polu namiotowym nad jeziorem Srebrnym - 10 metrów do wody, 15 metrów do plaży, 50 metrów do najbliższych namiotów :) ale o polu jutro...