Cały dzień deszcz. Deszcz ma wiele odmian, ale zawsze jest mokry,a skoro i tak mieliśmy być mokrzy, to po co na raty- pojechaliśmy do Cieplic, do Term. Bardzo fajne miejsce, baseny zewnętrzne z ciepłą wodą -super, rozegraliśmy nawet mecz w Głupiego Kosza -taka odmiana koszykówki wodnej:), dziewczyny pozjeżdżały ze ślizgawek, ja oczywiście masaże i takie tam cuda,w środku też fajnie i przestrzennie, jednym słowem- mokre szaleństwo w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Po wyjściu deszcz już nam jakoś nie przeszkadzał. Pojechaliśmy do Jeleniej Góry, pospacerowaliśmy trochę deptakiem, zachwyciły nas niektóre sklepiki, no i zlądowaliśmy na pizzy w Pizza Hut. Była pyszna, chociaż inna niż ta w Pradze w Pizza Sant Nicholaus, gdzie w ramach sosu czosnkowego podano nam starty czosnek z oliwą, a Lea zamiast nałożyć odrobinkę, nałożyła jak normalnego sosu i było jej przez chwilę naprawdę czosnkowo:):)Ryneczek w Jeleniej uroczy mimo deszczu, chociaż Łukasz był zawiedziony nieco, bo oczekiwał czegoś innego. No a potem klasycznie- jazda ku kampingom, czyli jak długo można jechać różnymi drogami aby gdzieś się zatrzymać. Plan był prosty- koło pół godziny do godziny. Hm. Korek za Jelenią, przyczyna nieznana, a korek na kilka godzin. Wypięliśmy się z tego w ramach sportu ekstremalnego- czyli "zdług Łukasza i niestrawność Karoliny"cz.I- podtytuł- pojedźmy tą powykręcaną drogą wśród gór, która kończy się i basta! trzeba zawrócić. Tak też zrobiliśmy i wróciliśmy do korka. Moglibyśmy w nim pewno spać, ale jednak znowu się wypięliśmy i pojechaliśmy zakrętasami, w dół i w górę, z górki na pazurki i takimi tam po ciemku i znienacka ku Legnickim Polom. Reszta jest milczeniem.Za to na polu Nel prze szybę zobaczyła jeża i dziewczyny w pięć sekund były na zewnątrz- co tam deszcz, gdy jest jeż!- na Polowaniu na jeża. Mały Iglak obszedł nawet nogę Nel dookoła.Po powrocie gadudu,gaduidu, i herbatka, i mleko,... a teraz czas spać. Niech pada, a co tam.